poniedziałek, 27 sierpnia 2012

60.

Od piątku siedzę sobie już w Polsce. Na lotnisko przyjechałyśmy 30min przed zamknięciem bramek, bo rano były straszne korki. Później przy prześwietlaniu bagażu podręcznego, gdzie przechodziło się przez inne bramki zaczęłam piszczeć. Chwilkę zajęło pani pracującej tam przeszukanie mnie (zamiast zachować się normalnie, to jak głupia się śmiałam) i mogłyśmy iść dalej. W czasie lotu planowałyśmy oglądać film, ale żadnej z nas się nie chciało wstawać i wyciągać laptopa. Podróż przespałyśmy. Po powrocie zrobiłam szybkie rozpakowywanie, które zajęło mi 2 dni.
Produktywną Sobotę zaczęłam od pobudki o 6:40 i za godzinę byłam już w drodze do Okocimia. Jechałyśmy tam około 3 godziny. Później droga nam się trochę pomyliła, bo nasz pilot Lamson z mapą miał spinę. Wesele, na które przyjechałyśmy zaczęło się o 14 i trwało do białego rana. W gospodzie grał jakiś tam góralski zespół, który ciągle był zwrócony na nasz stolik (mogło nam się też wydawać <3). I na przeciwko nas siedziała sympatyczna pani, która była na prochach. Jechałam tam jako kuzynka Lamy, siostra Madzi. Nie znałam tam nikogo, ale w tym był właśnie największy fun. Na zdjęciu grupowym stoję z panem młodym! Najadłam się za wszystkie czasy, do auta się toczyłam. Gdy przyjechałyśmy w niedzielę o 6 rano, od razu przywitałam się z moim ukochanym łóżeczkiem (trwało to 9h) i zaczęłam dzień od 15:30. Tak więc zleciał weekend.
Dziś mamy Hipster Party. Wstęp z rogalami w koszulach i zerówkach. Zarywamy kolejną noc! :)



heeeeeeeeey, mam nową ciocię

z jakimś gościem, nie znamy ;)


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

59.

Trzecia część zdjęć z tipa nad morze :)

Weekend zleciał jak najfajniej. W sobotę poszłyśmy "na Kettering" i kupiłyśmy sobie czekoladę. Chciałyśmy się cieszyć chwilą, ale przy jedzeniu czekolady (i to w naszym przypadku) nie jest to możliwe. Przy okazji wpadłyśmy na tutejszą imprezę, coś jak nasze dożynki, ale mniej wsi. Później mieliśmy grilla. Trochę się zasiedzieliśmy i wgl. 
Ale było bardzo okej ;).
Prawie cała niedziela przeznaczona była na leniuchowanie.
Aktualnie powoli wracam myślami do Polski. Do 'rzeczywistości', gdzie wszystko jest inne. Może i trudniejsze, gorsze i ograniczające. No cóż, będę próbować się stamtąd wybijać.












piątek, 17 sierpnia 2012

58.

Dodaję drugą część zdjęć z Bournemouth i Lullworth. Zdjęć starczy jeszcze na kolejny post :)

Pogoda w Anglii się znowu popsuła (niesamowite!). Przez cały tydzień nie zrobiłyśmy nic co wymagało większej aktywności fizycznej. Przez to obijanie się można by nawet poczuć te wakacje, no ale pogoda jednak nie ta. Jutro zamierzamy jechać do Northampton naaaa zakupy. Tutaj jest tyle ładnych rzeczy! Wchodzę do sklepu i czuję się jak w niebie. Nawet śmieć na ziemi w sklepie wygląda pięknie. Co do rzeczy na ziemi, to leży ich pełno w sklepach. Ludzie tu są chyba pozbawieni umiejętności odwieszania ciuchów z powrotem na wieszak. "-O jaka ładna bluzka! Zrzucę ją na ziemie, bo wygląda za ładnie!" albo "Hmmm ostania bluzka z te kolekcji, ale się w nią nie mieszczę.. Zrzucę na ziemie, żeby tamta jej nie kupiła!". Zamierzam upolować sobie czarne lordsy i jakąś fajniacką koszulę. Przydałby się też neonowy lakier do paznokci. A no i widziałam, że są do kupienia wianki za 10zł. Zrobione są z kawałka druta i paru wypłowiałych, sztucznych kwiatków. W domu mam to samo, więc spróbuję sama sobie taki zrobić.


Za tydzień będziemy już w Polsce. Jak to szybko zleciało! Zaraz po przyjeździe jedziemy na wesele. Najemy się!

















niedziela, 12 sierpnia 2012

57.

W środę, tak jak już wcześniej wspominałam pojechaliśmy do Alton Towers. Na początek poszłyśmy na Sonic Spinball, gdzie się darłam wniebogłosy.  W kolejce czekałyśmy około godziny, a sama przejażdżka trwała 49 sekund. Następny był Oblivion, tzw "dziura", na której wykrzywiło nam jeszcze bardziej twarze ;). 3 kolejką była Rita, chyba najszybszy roller coaster w Alton Towers. Tutaj czekałyśmy trochę dłużej, bo aż półtorej godziny, a jeszcze żeby był większy fun to zaraz przed tym jak wsiadłyśmy pojawiły się problemy techniczne, które naprawiali kolejne 30 min. Potem ogarnęłyśmy Air, na którym było magicznie, bo czułyśmy się jak latające wróżki lol. Ostatnia atrakcja to Saw, gdzie wypadły nam resztki mózgu <3.

O 10 rano w czwartek rozpoczęliśmy tripa nad morze. Dojechaliśmy do Portsmouth, w którym zatrzymaliśmy się na noc. Po wylegiwaniu się na słońcu i moczeniu w morzu zjedliśmy najlepszą kolację jaka może być na kamykowej plaży (kiełbasa z 'one chance grill', chlebek i cola). Rano obudziłyśmy się nie same z siebie, tylko temu, bo ktoś wypuścił nam powietrze z materaca. Po ogarnięciu się pojechaliśmy do Bournemouth na prawdziwą, piaskooooową plażę. Było tam tak pięknie, że nie wierzyło się że to Anglia. Akurat trafiłyśmy na fajną pogodę, więc się też opaliłyśmy. Pod wieczór pojechaliśmy na pole campingowe, gdzie rozbiłyśmy namioty i zrobiliśmy kolejne ognisko z grillem one chance. Niebo wtedy było tak przejrzyste i widać było wszystkie gwiazdy. Chciałam zrobić im zdjęcie na największym naświetlaniu, ale zapomniałam, że mam resztę baterii, a na następny dzień mieliśmy już plany. Tak więc w Produktywną Sobotę spędziłyśmy trochę w Lullworth, a później na plaży Durdle Door. Powrót trwał mniej niż 4 godziny, a jedyne co chciałam wtedy to wziąć normalną kąpiel i zmyć z siebie tą sól. 
Ogółem było wspaniale, dlatego też tyle jest zdjęć. Rozdzielam zdjęcia na 2 notki, bo chcę pokazać Wam jak najwięcej z tego tripa :)




















wtorek, 7 sierpnia 2012

56.

Po weekendzie zajmujemy się Misiakiem, czyli oglądamy sobie Barbie, chodzimy na spacery i odwiedzamy place zabaw.
Plany na resztę tygodnia?
Jutro od rana do wieczora gonimy po theme park Alton Tower. W czwartek wstajemy wcześniej niż zwykle i wyruszamy do Bournemouth nad morze i zatrzymamy się tam na kilka dni. W tego szalonego tripa wchodzi również biwaaaaaaaaaak gdzieś w okolicy klifów. Bawimy się!

Brakuje mi czegoś, kogoś. Tęsknię.




niedziela, 5 sierpnia 2012

55.

Ostatnie dni spędziłyśmy aktywnie. W Coventry odwiedziłyśmy najbardziej zasyfiały McDonald w Anglii. Nawet chusteczek tam nie było! Toalet nawet już nie szukałam :P Żeby czas nam umilić murzyni robili sobie ustawki. 
Ogarnęłyśmy również  Coventry Transport Museum gdzie też śmierdziało ;).
Wczoraj wpadłyśmy do Cambridge. Popływałyśmy sobie na gondolach (sterowanie wcale nie jest takie prosteeeee, szczególnie jak jest muł na dnie i otaczają nas ludzie, którzy potrafią tylko obijać się o innych), później pooglądałyśmy uniwersytet, do którego jednak nie weszłyśmy. Jakiś targ, gdzie były rzeczy tylko hand made też się nam trafił. Ogółem jest fajnie, w Cambridge tym bardziej. Ludzie są inni niż w Polsce, bardziej mili.
Jeszcze będziemy tu 19 dni, WZM pozdrawiamy gospodarzy! <3



muzeum starych aut w Coventry


z deloranem 


na gondolach w Cambridge


Lamson na fotografa! <3

ładnie pachnące mydełkaaaaaaa


przed universytetem w Cambridge

kogoś Wam przypomina? :P